Czy optymizm przeszkadza?

Motywacji ciąg dalszy, od czegoś trzeba zacząć. Co zrobić na początku? A może czego nie robić?
Na ogół ludzie, kiedy już sobie coś postanowią, to ociekają optymizmem i podejściem Yes I can!



Bez tego, wiadomo, nie powstałby Microsoft, nie wspominając już o całej reszcie użytecznych rzeczy, takich jak kosiarka spalinowa czy elektryczna szczoteczka do zębów, a Amerykę Północną dalej zamieszkiwaliby Indianie (co może niekoniecznie byłoby takim złym pomysłem).  Generalnie, nastawiamy się bardziej na rezultat – który cieszy – aniżeli na ciężką pracę, która to rzeczonego rezultatu prowadzi.


Zaletą pozytywnego nastawienia jest to, że ono zaczyna i bywa, że nawet do czegoś prowadzi. „Schudnę! – Rzekła Halina ocierając lukier z twarzy i wyobrażając sobie jak paraduje po plaży w skąpym bikini”. Jednak takie fantazjowanie niekoniecznie będzie prowadziło do podjęcia działania. A to wszystko z prostej przyczyny, o której zaskakująco rzadko ktoś wspomina.
Rzecz ma się następująco, jeśli fantazjujemy sobie jak nasze gibkie ciało przemyka po plaży wzbudzając ślinotok obserwujących i bynajmniej nie z powodu kawałków pizzy przyczepionych do stroju, to w zasadzie, czujemy się jakbyśmy już to mieli. Jak to rozumieć? Nasz umysł, a konkretniej Pan Mózg, spostrzega to jako coś, co już się wydarzyło zaistniało, generalnie jesteśmy superfit, tylko waga została zhakowana przez jakiegoś anonymusa. Cała sytuacja prowadzi do błędu 404 – motywacja słabnie, bo przecież już to mamy, dlatego cała idea podjęcia działania i wcielenia go w życie, może zostać zwyczajnie… przeoczona? Jak to możliwe? Kto wpadł na taki pomysł, jak można nie zauważyć, że żeby dojść z pkt A do pkt B trzeba pokonać jakąś drogę!? Ano da się jak widać. Mamy akurat połowę roku, kibicuję aby zerknąć na swoje postanowienia noworoczne. Chwała tym, którzy realizują.

Co zatem robić? Nie być pozytywnie nastawionym? To już w ogóle będę się staczać w lukrowo-pizzową otchłań niczym Adele w bliżej nieokreśloną, niematerialną głębię, z tą różnicą, że moja będzie aż nadto materialna. Absolutnie. Pozytywne nastawienie jak najbardziej pomaga i to dzięki niemu w ogóle cokolwiek robimy ze swoim życiem. Trzeba jednak odróżnić oczekiwania od fantazji. Fantazje tutaj będą skupiać się na bezbolesnym, pełnym uniesień przeżywaniu tego, co się stanie, jeśli osiągnę to co chcę. Z kolei oczekiwania, uwzględniają drogę jak to „coś” osiągnąć.
Pozytywne nastawienie w ogóle jest bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na nasze ogólne samopoczucie i nie tylko. Dowiedziono, może nas uchronić nie tylko przed depresją, ale również alkoholizmem czy otyłością i bezpośrednio wiąże się z poczuciem skuteczności, jednak o tym kiedy indziej.

Mamy już odpowiednie nastawienie, trzeba się jeszcze dokładnie zastanowić nad celem. Co sprawia, ze ludzie podejmują się czegoś? Co sprawia, że nie przestają próbować?

Cel i definiowanie celu. Chcę schudnąć – niby wszystko okej, ale schudnięcie na ogół kojarzy nam się z niespecjalnie przyjemnym procesem redukcji cukrowo-tłuszczowego-węglowodanowego szczęścia na koszt trawy i karnetu w siłowni, gdzie tu radość z procesu? Z kolei do niektórych nie przemawia argument – robię to dla zdrowia, gdyż są zbyt skupieni na tym, że po prostu chcą schudnąć,a żeby dobrze wyglądać czy wcisnąć się w 34 rozmiar. Takie definiowanie celu może również przeszkodzić nam w jego realizacji. Podobnie będzie np. z nauką języka czy czegokolwiek innego. W zależności od osobistych doświadczeń, nauka będzie się nam kojarzyła z siedzeniem nad książkami i wkuwaniem słówek na pamięć, które przecież i tak potem gdzieś nam uciekną. Tutaj optymizm umiera, śmiercią niestety nie heroiczną. Dobrze jest zdefiniować cel, do którego będziemy mogli dojść drogą, która sprawi nam przyjemność. Jeśli chodzi o naukę dobrze zastanowić się w jaki sposób można się uczyć, by nie tylko ślęczeć nad książkami, ale również mieć z tego przyjemność, poszukać efektywnych technik i sprawdzić je na sobie.

#1 Funfact:
Badania udowodniły, że osoby, które wykonywały zadania dla nagrody, a nie dla samego zadania, po usunięciu nagrody odczuwały mniejszą motywację i chęć do działania, niż osoby, które zostały poproszone o wykonanie jakiegoś zadania bez obietnicy późniejszego „zysku”. Oznacza to, że czerpały one przyjemność z wykonywanej czynności, a nie wykonywały jej by coś dostać w zamian.

Jak wykorzystać tą wiedzę? Zastanów się jakimi drogami chcesz dojść do celu i które są dla Ciebie najprzyjemniejsze.

Mamy już cel, mamy motywację. Wszystko jest pięknie. Tym razem na pewno się uda!


Halt! Jeszcze chwila. Teraz spróbuj postawić się w roli osoby, która zawsze marudzi. Wszyscy wiemy, że czegokolwiek się nie podejmiemy, zawsze zdarzają się chwilę słabości albo inne przeszkody. Dzisiaj mi się nie chce, jestem zmęczona, jestem głodna, boli mnie głowa a w ogóle ten sernik od babci tak pachnie, że jak zjem jeden kawałek. Dobrze jak skończy się na jednym, kawałku, nie placku oczywiście.  Tak strasznie pisała o optymizmie, a teraz co!? A to, że dobrze jest zrobić sobie listę problemów/przeszkód. Jeśli podchodzimy do tematu nie po raz pierwszy to mniej więcej mamy ogląd na sytuacje, co sprawiało nam największe problemy czy na czym polegliśmy. Możemy spróbować się na to przygotować.  Najlepiej mieć zeszyt, notes, kartkę, cokolwiek, co będzie fizyczne i wizualne, a po co będziemy mogli sięgnąć w chwili słabości. Ważne, żeby było materialne obecne w Twojej przestrzeni życiowej, bo zastanów się, kiedy ostatni raz sobie odpuściłeś/aś? Czy nie przeszło Ci przez myśl, nie powinienem/nam, a potem wyszło jak wyszło? Lepiej się przygotować, zastanowić się jakimi sposobami, możemy zaradzić sytuacji zagrożenia. Przygotowując listę potencjalnych „wrogów” i sposobów poradzenia sobie z nimi, mamy gotową broń przed poddaniem się „słabej woli” itp. Możesz ją zgrać na telefon, przypiąć na lodówkę, wydrukować i nosić przy sobie, ale nie łudź się, że sobie po prostu przemyślisz i będziesz się silnie trzymać postanowień. Z pewnością są takie osoby, nie wykluczam, ale zakładam również, że skoro jesteś tutaj, to szukasz sposobu, żeby sobie pomóc. Dlatego bądź gotów i bądź przygotowany. Bo nie znasz dnia ani godziny!

Dobrym sposobem na podtrzymanie motywacji jest powiedzenie komuś o tym, co chcemy zrobić. Choć nie raz to jak dobrowolne wbicie sobie gwoździa w stopę. Wszystko idzie prostym schematem. Reakcja: „Znowu? Ile razy już zaczynałaś. Lepiej od razu daj sobie spokój”. Na to mamy dwie odpowiedzi: A. Ja Ci K**** pokażę B. W sumie racja, lepiej dać sobie spokój. Trzymaj się pierwszej! W  końcu chcesz coś zmienić? Dlaczego ktoś za Ciebie ma decydować czy możesz/ nie możesz czegoś zrobić?

No to mamy już cel, plan działania, świadków i jak radzić sobie z problemami, wersja dla żółtodziobów, jak się uda wykorzystać, to znaczy, że jesteśmy na poziomie advanced, zatem do dzieła! Teraz trzeba tylko poczekać na odpowiedni moment/poniedziałek/nowy rok/ pełnie księżyca czy inną Wielkanoc/Teraz, zaraz, już. Dlaczego? Tak bez przygotowania? Bądźmy szczerzy, przerobiłeś już 10 scenariuszy, jak zacząć, co chcesz i co może pójść nie tak. Jeśli zaczniesz teraz, to trudniej będzie Ci się wykręcić, a to wszystko za sprawą tzw. efektu Zeigarnik, który często odnosi się do pamięci, ale wykorzystywany jest również w motywacji. Polega na tym, że jeśli podejmiemy się czegoś to raczej zadanie chcemy dokończyć, najprościej ujmując.


A Wy macie jakieś niezawodne/oryginalne/ciekawe sposoby na to, żeby podtrzymywać motywację i się nie poddać? A może nie zgadzacie się z tym co napisałam powyżej i macie inne pomysły? Chętnie przejrzę inne podejścia i zapraszam również do dzielenia się listą zagrożeń! Może nam wszystkim pomóc przygotować się do lepszego działania!

Komentarze

  1. Ciekawe, nigdy nie próbowałam podejść do odchudzania jako czynności, którą mam się zająć samą w sobie - kto wie, może dzięki temu w końcu uda mi się schudnąć? :) Bardzo mądry i interesujący wpis! Niestety wiele osób zraża się do pozytywnego myślenia, zapominając o tym, że będzie skuteczne tylko wtedy, gdy idzie w parze z działaniem. Super, że to wyjaśniasz i podkreślasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam zatem kciuki. Udało się już wprowadzić jakieś zmiany? :)

      Usuń
  2. Hm, ja bym jednak nie łączyła osiągnięć z optymizmem. "Yes I can" nie zawsze się z optymizmem wiąże - często wiąże się... z realizmem. Serio. No bo przecież wiem, że mogę, tylko wiąże się to z dużym nakładem pracy. Ale owszem, jestem w stanie. I jestem gotowa pokonać trudności. Ja się w ogóle wzdrygam na hasło "optymizm", bo kojarzy mi się z ludźmi, którzy patrzą na wszystko przez różowe okulary i nie myślą racjonalnie.
    A z tym procesem dochodzenia do jakiegoś celu - w sensie to, że sam proces trzeba polubić - to zgadzam się w stu procentach. Szczególnie, jeśli cel jest trudno dostępny. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nastawienie to penwe spektrum od optymizmu przez realizm do pesymizmu i można określić względnie jego nasilenie. Oczywiście niezuazadniony optymizm czasem może być wyrazem co najwyżej patologi, ale sądzę, że patrzenie na przyszłość z podejściem "yes, I can" to jednak optymizm, aczkolwiek nie ważne jak ktoś nazwie, ważne jeśli pomaga w życiu realizować cele. Też przez długi czas miała alegrię na słowo optymizm, uwierz w siebie i całą resztę ;)
      Dokłanie tak, ale jak efekty potem cieszą!

      Usuń
  3. Wspaniały post. Dobra motywacja i organizacja to najważniejsze w drodze do sukcesu moim zdaniem ;)
    http://kuraibanii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Optymista....,pesymista..... wole być realistą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wszystko zależy od definicji, dobrze trzeźwo patrzeć na świat i możliwości, ale czasem też trzeba trochę wiary, że się uda i to już niektórzy nazywają optymizmem, dla innych to dalej realizm ;)

      Usuń
  5. Ja uważam, że przede wszystkim, trzeba mierzyć siły na zamiary. Skoro ktoś np. nauczył się kierować auto, my też możemy. Ale zawsze trzeba mierzyć siły na zamiary. Zrobiłam wpis o podobnej tematyce u siebie na blogu, zapraszam ☺
    Kasia z made by Goch

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dobry tekst! Ale tak sobie myślę... Psychologia psychologią, wiadomo, ale liczy się coś jeszcze - a mianowicie to, jaką rolę spełnia cel w naszym życiu. Podałaś przykład z nauką - mnie w szkole zawsze kojarzyła się z obowiązkiem, który wchodzi w paradę moim wspaniałym planom. A tymczasem na studiach, bez żadnych postanowień i nastawiania się na cel, tak po prostu zaczęłam lubić to, że muszę przyswoić nowy materiał. Kiedy jakiś cel dojrzeje w nas jako chęć i coś, co podziała pozytywnie na nasze życie, element przykrego obowiązku i ciężkość drogi od punktu A do punktu B znika. I to jest chyba najfajniejsze w dążeniu do zmian.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty